We wczorajszej recenzji pominąłem jeden istotny fakt, a mianowicie wydanie. Wydaje mi się, że Polacy szczególnie są na tę kwestię wyczuleni. Wiele wydawnictw muzycznych, filmowych czy komputerowych obecnie sprzedawanych jest w co najmniej dwóch wersjach: "basic" i "kolekcjonerskiej". Choć często tak naprawdę obie opcje są dość bogate w zawartość. W Polsce płyty zawsze były i będą drogie więc jeżeli już mamy coś kupić, to niech to będzie napchane nawet niepotrzebnymi naklejkami, plakatami, ulotkami, nie wspominając już nawet o płytach z muzyką, "making of" czy innymi tego typu dodatkami. W przeciwnym razie, raczej na pewno sięgniemy po jedną z wyszukiwarek torrentów. Oczywiście jak zawsze - to jest mój pogląd na sytuację i nie biorę tu pod uwagę zawziętych kolekcjonerów którzy i tak kupią choćby nie wiem jak było biednie wydane i jak niebotycznie było by to drogie.
Jak to się ma do "Ultramarines"? Ano średnio. Po pierwsze wydawca w pewnym sensie zmusił nas do kupienia od razu kolekcjonerskiej edycji - czytaj droższej. Po drugie Film jest droższy od przeciętnego filmu dvd. I właśnie dlatego troszke boli brak tańszej bardziej "podstawowej" opcji.
W środku znajdziemy płytę z filmem, płytę z dokumentem o powstawaniu filmu i komiks autorstwa Abnetta i Roacha opowiadający historię która jest swego rodzaju prequelem wydarzeń pokazanych w filmie. To wszystko zamknięte w schludne metalowe pudełeczko i owinięte kilkoma warstwami okładek tekturowych. Co w filmie możecie przeczytać tu. Płyta z materiałami dodatkowymi zawiera różne sceny z procesu tworzenia animacji i wywiady z różnymi związanymi z nią postaciami. Część tych rzeczy można było zobaczyć już wcześniej (między innymi wywiady z aktorami podkładającymi głosy) więc rewelacji nie ma według mnie. Komiks jest tak porywający jak fabuła filmu czyli raczej nuda. I tyle, ponad 120 zł poszło. GW ma ostatnio tendencję do wpychania w pudełka z plastikowymi figurkami tylu elementów, że dopiero po jakimś czasie orientujemy się do czego część z nich służy. Wielka szkoda, że tak samo nie potraktowali tego filmu... Dla tych którzy planują zakup zamieszczam jeszcze bardziej entuzjastyczne od mojego podejście do zawartości:
Teraz mogę zsumować obie części recenzji. Szkoda, że na "Ultramarines" zostało wyłożone tak mało kasy. Sam film powinien być dłuższy, bogatszy w akcje, animacje, postaci. To samo tyczy się wydania. Nic nie jest takie "awesome" jak było zapowiadane. Podczas pisania tej notki nasunęła mi się jeszcze jedna myśl. Nawet nasi rodacy pakują swoje dzieła w naprawdę obfite i ciekawe zestawy! Wystarczy przypomnieć sobie "Wiedźmina" albo zwrócić uwagę na pierwsze dvd zespołu Behemoth.
sobota, 15 stycznia 2011
piątek, 14 stycznia 2011
Ultramarines.
Obejrzałem Ultramarines the Movie. Zawiodłem się. Ale po kolei.
Nie będę oceniał filmu pod względem jakości animacji czy innych technicznych czynników. Bo te akurat mi się podobały. Zwrócę uwagę na inne sprawy.
Po pierwsze: dynamika. No kuuurde, proszę państwa to jest film o gościach którzy wchodzą po schodach do relikwiarza! Już wolałbym zobaczyć tę bitwę Imperial Fists z siłami Chaosu. Brakuje scen walki, sytuacji które budują napięcię, wywołują huśtawkę emocjonalną wręcz. Nie tego spodziewałem się po animacji osadzonej w świecie gdzie "there is only war". Pod tym względem dużo lepsze były intra do obu części Dawn of War. Miejscami, żmudna przeprawa bohaterów przez ruiny, mgłę i schody jest naprawdę nudna. Można było to pokazać inaczej - krócej, po prostu dając widzowi znać, że znajdują się oni obecnie w konkretnym miejscu. To dało by więcej miejsca na sceny akcji.
Następna sprawa: Postaci. Według mnie nie są zbyt ciekawe. Skoro mamy film poświęcony garstce Space Marinesów i to jak rozumiem Command Squadowi dokładniej, można było bardziej spersonalizować bohaterów. A tak na pierwszy plan wybijają się zaledwie 4 postaci. Reszta to bezimienni bracia którzy giną zanim, zaczniemy się mniej więcej orientować który jest który. Jedynie aptekarz zachowuje się według mnie jak prawdziwy doświadczony Spejs Marin. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o Kapitanie (!) który głupkowatym bohaterstwem i brakiem rozwagi niewiele różni się od pozostałych, młodych i niedoświadczonych członków oddziału.
A propos umierania, to tu od razu miałem szybkie skojarzenie - oni tak samo łatwo umierają jak w grze! to akurat udało się odzwierciedlić twórcom filmu. Wszyscy tak naprawdę zginęli w mgnieniu oka, w ogóle nie można było poczuć tego powera jaki ma w sobie SM. Znowu jedynie wyróżnia się aptekarz.
Od umierania, łatwo przejdziemy do zabijania :) Pierwsze pytanie - dlaczego oni nie mieli przy sobie żadnej innej broni niż tej którą akurat trzymali w ręku?! Przepraszam, ale brawurowa szarża na demona przy użyciu sztandaru, niemalże śmiertelny cios hełmem albo podawanie sobie chainsworda? To nie w stylu SM. Kolejną niefajną rzeczą jest przesadzona ilość amunicji w magazynkach. Niby można przymknąć na to oko, ale z drugiej strony skoro się takie rzeczy zauważa, to niefajnie...
Fabuła nie porywa, w skrócie wygląda to tak że najpierw przez pół filmu bohaterowie wchodzą po schodach potem odkrywają cel swojej wizyty na planecie, a potem walczą z większym złem które przez przypadek odkrywają. Teraz weźmy pod uwagę to, że całość trwa nieco ponad godzinę. Troszkę za krótko ale mam wrażenie, że scenariusz zakładał więcej tylko się po prostu z tym nie wyrobili, a potem coś zgrzytnęło w podziale filmu na etapy.
To wszystko powoduje, że filmu nie ogląda się zbyt dobrze. Oczekiwałem od niego znacznie więcej. Zwłaszcza po promocji którą GW nam fundowało co jakiś czas przysyłając maila z różnymi grafikami, animacjami fragmentami zapewniając że będzie "awesome!"
Naprawdę fajna i pozytywnie kojarząca się z prawdziwym Marinsem była jedynie postać Aptekarza Pythola.
Mam nadzieję, że będzie powstawać więcej filmów a twórcy choć troszeczkę zareagują na krytykę fanów i z czasem te produkcje będą lepsze. Wiadomo, że jakoś trzeba zacząć :)
Nie będę oceniał filmu pod względem jakości animacji czy innych technicznych czynników. Bo te akurat mi się podobały. Zwrócę uwagę na inne sprawy.
Po pierwsze: dynamika. No kuuurde, proszę państwa to jest film o gościach którzy wchodzą po schodach do relikwiarza! Już wolałbym zobaczyć tę bitwę Imperial Fists z siłami Chaosu. Brakuje scen walki, sytuacji które budują napięcię, wywołują huśtawkę emocjonalną wręcz. Nie tego spodziewałem się po animacji osadzonej w świecie gdzie "there is only war". Pod tym względem dużo lepsze były intra do obu części Dawn of War. Miejscami, żmudna przeprawa bohaterów przez ruiny, mgłę i schody jest naprawdę nudna. Można było to pokazać inaczej - krócej, po prostu dając widzowi znać, że znajdują się oni obecnie w konkretnym miejscu. To dało by więcej miejsca na sceny akcji.
Następna sprawa: Postaci. Według mnie nie są zbyt ciekawe. Skoro mamy film poświęcony garstce Space Marinesów i to jak rozumiem Command Squadowi dokładniej, można było bardziej spersonalizować bohaterów. A tak na pierwszy plan wybijają się zaledwie 4 postaci. Reszta to bezimienni bracia którzy giną zanim, zaczniemy się mniej więcej orientować który jest który. Jedynie aptekarz zachowuje się według mnie jak prawdziwy doświadczony Spejs Marin. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o Kapitanie (!) który głupkowatym bohaterstwem i brakiem rozwagi niewiele różni się od pozostałych, młodych i niedoświadczonych członków oddziału.
A propos umierania, to tu od razu miałem szybkie skojarzenie - oni tak samo łatwo umierają jak w grze! to akurat udało się odzwierciedlić twórcom filmu. Wszyscy tak naprawdę zginęli w mgnieniu oka, w ogóle nie można było poczuć tego powera jaki ma w sobie SM. Znowu jedynie wyróżnia się aptekarz.
Od umierania, łatwo przejdziemy do zabijania :) Pierwsze pytanie - dlaczego oni nie mieli przy sobie żadnej innej broni niż tej którą akurat trzymali w ręku?! Przepraszam, ale brawurowa szarża na demona przy użyciu sztandaru, niemalże śmiertelny cios hełmem albo podawanie sobie chainsworda? To nie w stylu SM. Kolejną niefajną rzeczą jest przesadzona ilość amunicji w magazynkach. Niby można przymknąć na to oko, ale z drugiej strony skoro się takie rzeczy zauważa, to niefajnie...
Fabuła nie porywa, w skrócie wygląda to tak że najpierw przez pół filmu bohaterowie wchodzą po schodach potem odkrywają cel swojej wizyty na planecie, a potem walczą z większym złem które przez przypadek odkrywają. Teraz weźmy pod uwagę to, że całość trwa nieco ponad godzinę. Troszkę za krótko ale mam wrażenie, że scenariusz zakładał więcej tylko się po prostu z tym nie wyrobili, a potem coś zgrzytnęło w podziale filmu na etapy.
To wszystko powoduje, że filmu nie ogląda się zbyt dobrze. Oczekiwałem od niego znacznie więcej. Zwłaszcza po promocji którą GW nam fundowało co jakiś czas przysyłając maila z różnymi grafikami, animacjami fragmentami zapewniając że będzie "awesome!"
Naprawdę fajna i pozytywnie kojarząca się z prawdziwym Marinsem była jedynie postać Aptekarza Pythola.
Mam nadzieję, że będzie powstawać więcej filmów a twórcy choć troszeczkę zareagują na krytykę fanów i z czasem te produkcje będą lepsze. Wiadomo, że jakoś trzeba zacząć :)
wtorek, 30 listopada 2010
Dramatyczne Mistrzostwa Polski 1
Pamiętam, że jak tylko usłyszałem, że Wawa wygrała zeszłoroczne DMP to od razu powiedziałem "o niee znowu trzeba będzie się z tym chrzanić" Proszę państwa, doszliśmy do pewnego etapu jeżeli chodzi o DMP. Ten etap można określić jako moment w którym ten turniej nie jest radosnym świętem środowiska 40k ale także zmorą* dla ośrodka który go organizuje. Nie chcę komentować sytuacji w której obecnie się znaleźliśmy jeżeli chodzi o mistrzostwa. ponieważ wszystkim zainteresowanym jest ona dobrze znana i każdy może sam sobie zadecydować co sądzi na temat bycia fair wobec całego środowiska, odpowiedzialności, sędziowania itd. itp.
Sam mam na ten temat pewne poglądy, którymi niekoniecznie chcę i jednocześnie nie widzę potrzeby ich wygłaszania bo wszystko zostało już powiedziane. Tu na przykład.
Zainteresował mnie natomiast sam problem mobilności tej imprezy. A mianowicie polega on na tym, że wygrywająca mistrzostwa drużyna powinna wziąć odpowiedzialność za organizacyjne aspekty mistrzostw kolejnym roku. Nie ujmując nikomu skilla, farta itd, mógłbym na palcach jednej ręki policzyć ośrodki które aspirują do pierwszego miejsca i podejrzewam, że jeszcze by mi tych palców zostało. Mówiąc prościej - DMP niczym piłeczka pingpongowa odbijało by się pomiędzy trzema - czterema tymi samymi miastami. Jak dobrze pójdzie ;) Oczywiście jest to kłopotliwe ze względu na konieczność zorganizowania dwóch dużych imprez w roku itd itp. W tym momencie jedyną gwarancją tego, że jeden ośrodek nie musi organizować mistrzostw kilka razy pod rząd jest "umowa dżentelmeńska" pomiędzy graczami dotycząca braku możliwości obrony tytułu przez wygranych ze względu na wyżej wspomniane aspekty organizacyjne. Uważam, że to duży błąd.
Środowisko wh40k działa na zasadzie "każdy robi coś dla innego żeby potem samemu mieć z tego przyjemność" A lepiej by było gdyby jednak ta zasada była sformalizowana. W regulaminie ligi najlepiej. Bo potem trochę słabo się czyta te awantury na ligowym. Otóż rozwiązań jest kilka. Według mnie najbardziej fair wobec wszystkich było by takie rozwiązanie, że każdy duży ośrodek czyli powiedzmy: Wawa, Kraków, 3city, Poznań, Szczecin bierze pod swoje skrzydełka jedne mistrzostwa. W ten sposób tworzy się lista, każdy ma odpowiednio dużo czasu na zorganizowanie imprezy i wszystko jest cacy. Jeżeli któreś z miast nie da rady zorganizować turnieju, to i tak pozostałe mają sporo czasu na przejęcie go. Lista powinna zostać oczywiście uzupełniona o wszystkie chętne ośrodki. W ten sposób można bronić tytułu, a zasada każdy dla każdego jest zachowana.
Inny pomysł padł na forum Ligi. Czyli jeden ośrodek ze stałymi możliwościami przekształca DMP w imprezę komercyjną która jednocześnie finansowo satysfakcjonuje organizatorów i napędza kolejne imprezy. Pomysł ten padł apropos Gorzowa, znanego z bardzo zdrowego podejścia do organizowania imprez figurkowych. Też dobre rozwiązanie. Pytanie czy wyjdzie DMP na dobre, no i pozostaje problem sędziowania/grania wygranych drużyn.
Może ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?
W trakcie pisania postanowiłem, że to będzie pierwsza część przemyśleń. Może przydałby się podtytuł - "propozycje zmian w idei" W następnej części co nieco o obiekcie flejma czyli podejściu graczy do organizowania/grania w tym turnieju.
*Zauważyłem, że cała dyskusja wokół DMP już przyjęła formę kary dla organizatorów tego turnieju. To bardzo niedobre zjawisko ale skoro mamy taki klimat, to notka nie będzie idealistyczna tylko również w podobnym klimacie.
Sam mam na ten temat pewne poglądy, którymi niekoniecznie chcę i jednocześnie nie widzę potrzeby ich wygłaszania bo wszystko zostało już powiedziane. Tu na przykład.
Zainteresował mnie natomiast sam problem mobilności tej imprezy. A mianowicie polega on na tym, że wygrywająca mistrzostwa drużyna powinna wziąć odpowiedzialność za organizacyjne aspekty mistrzostw kolejnym roku. Nie ujmując nikomu skilla, farta itd, mógłbym na palcach jednej ręki policzyć ośrodki które aspirują do pierwszego miejsca i podejrzewam, że jeszcze by mi tych palców zostało. Mówiąc prościej - DMP niczym piłeczka pingpongowa odbijało by się pomiędzy trzema - czterema tymi samymi miastami. Jak dobrze pójdzie ;) Oczywiście jest to kłopotliwe ze względu na konieczność zorganizowania dwóch dużych imprez w roku itd itp. W tym momencie jedyną gwarancją tego, że jeden ośrodek nie musi organizować mistrzostw kilka razy pod rząd jest "umowa dżentelmeńska" pomiędzy graczami dotycząca braku możliwości obrony tytułu przez wygranych ze względu na wyżej wspomniane aspekty organizacyjne. Uważam, że to duży błąd.
Środowisko wh40k działa na zasadzie "każdy robi coś dla innego żeby potem samemu mieć z tego przyjemność" A lepiej by było gdyby jednak ta zasada była sformalizowana. W regulaminie ligi najlepiej. Bo potem trochę słabo się czyta te awantury na ligowym. Otóż rozwiązań jest kilka. Według mnie najbardziej fair wobec wszystkich było by takie rozwiązanie, że każdy duży ośrodek czyli powiedzmy: Wawa, Kraków, 3city, Poznań, Szczecin bierze pod swoje skrzydełka jedne mistrzostwa. W ten sposób tworzy się lista, każdy ma odpowiednio dużo czasu na zorganizowanie imprezy i wszystko jest cacy. Jeżeli któreś z miast nie da rady zorganizować turnieju, to i tak pozostałe mają sporo czasu na przejęcie go. Lista powinna zostać oczywiście uzupełniona o wszystkie chętne ośrodki. W ten sposób można bronić tytułu, a zasada każdy dla każdego jest zachowana.
Inny pomysł padł na forum Ligi. Czyli jeden ośrodek ze stałymi możliwościami przekształca DMP w imprezę komercyjną która jednocześnie finansowo satysfakcjonuje organizatorów i napędza kolejne imprezy. Pomysł ten padł apropos Gorzowa, znanego z bardzo zdrowego podejścia do organizowania imprez figurkowych. Też dobre rozwiązanie. Pytanie czy wyjdzie DMP na dobre, no i pozostaje problem sędziowania/grania wygranych drużyn.
Może ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?
W trakcie pisania postanowiłem, że to będzie pierwsza część przemyśleń. Może przydałby się podtytuł - "propozycje zmian w idei" W następnej części co nieco o obiekcie flejma czyli podejściu graczy do organizowania/grania w tym turnieju.
*Zauważyłem, że cała dyskusja wokół DMP już przyjęła formę kary dla organizatorów tego turnieju. To bardzo niedobre zjawisko ale skoro mamy taki klimat, to notka nie będzie idealistyczna tylko również w podobnym klimacie.
poniedziałek, 15 listopada 2010
Klubowo w Warszawie!
Znowu piszę. Kto by pomyślał! Z racji mojego czasowego wycofania się z aktywnego czterdziestkowania, Noktovisor też trochę umarł. Ale wracam i cisnę dalej. Wpadł mi do głowy dosyć ciekawy pomysł na notkę. Ci co śledzili mojego bloga od początku dobrze wiedzą, że powodem jego powstania była dość nieciekawa sytuacja w warszawskim środowisku 40k, która zaowocowała kompletną katastrofą w postaci Varsovia Wars. Od tamtego czasu próbowałem śledzić działania warszawskiego środowiska, a także komentować i ogłaszać jakieś tam mniej lub bardziej istotne wydarzenia z nim związane. Podczas dyskusji o nowym turnieju którym miała później zostać Syrenka Zagłady, rozgorzała dyskusja o sformalizowaniu działań warszawskich graczy, czyli krótko mówiąc o założeniu klubu. Żeby nie zagłębiać się w szczegóły tamtych dyskusji lub, jak kto woli - awantur, powiem tylko krótko, że nic takiego nie powstało i większość stwierdziła "że dobrze jest tak jak jest"
Oczywiście ja jestem zwolennikiem działania pod jedną banderą, klub jest cacy i w ogóle, ale temat ucichł. Jednak można bez trudu zauważyć, że Warszawiaków ciągnie do zrzeszania się w taki czy inny sposób. I tak mamy chyba najbardziej aktywny twór Liwana i tzw. "Starej Gwardii" czyli Adeptus Mechanicus. Chłopaki co miesiąc organizują klimatyczne turnieje, które przyciągają coraz więcej osób. Oprócz tego często grają w Apokalipsę, Planet Strike'a itp. Stosunkowo niedawno gracze z okolic Bemowa zrzeszyli się pod nazwą Walkiria i uruchomili dość ciekawą gralnię. Oprócz tego, prowadzą działalność ogólno hobbystyczną i dokumentują wydarzenia związane z klubem. Wszystko można zobaczyć na ich blogu. Ostatnio powstała nowa inicjatywa. Klub w okolicach centrum/powiśla to zdecydowanie bardzo ciekawy pomysł warty każdego możliwego wsparcia. Organizatorzy uruchomili nawet dość dobrze rozbudowane forum, które pozwoli na lepszą komunikację między klubowiczami.
Prawdopodobnie tego typu miejsc jest więcej. Wiem tylko o tych które dotyczą graczy 40k. Tych kilka przykładów pozwala na stwierdzenie, że granie w Warhammera wręcz wymaga jakiejś formy połączenia sił. Oczywiście to wszystko, to tylko namiastka prawdziwej organizacji środowiskowej która aktywnie działa organizując lokale, turnieje dwudniowe, która gra pod jednym sztandarem na DMP itd. Jednak rozwijanie się takich małych ośrodków daje nadzieję na przyszłą centralizację i klub z prawdziwego zdarzenia w Warszawie.
Dlatego zwracam uwagę na te wydarzenia. Mogą one być zwiastunem ciekawych zmian i fajnego rozwoju środowiska. Więc do klubów Warszawo! Do klubów!
PS.
Zamierzam trochę rozszerzyć pole działania Noktovisora. Dodać trochę artykułów hobbystycznych, może jakieś recenzje itp. Nie chcę aby to było potraktowane jako "zapchajdziura" ale po prostu będę bardziej zmobilizowany do pisania. Pozdrawiam.
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Co ja sądze o Syrence.
Sezon ruszył. Battlecannon w Olsztynie za nami, coraz bliżej najbardziej wyluzowany turniej w sezonie czyli Grill&Chill w Łodzi. Coraz większymi krokami zbliżamy się również do Syrenki Zagłady numer trzy lub edycji 2010, jak kto woli. W tym roku turniej nieco się przesunął w czasie, bo do przełomu wakacyjnych miesięcy. Tu można zobaczyć wstępny zarys regulaminu. Oczywiście jak zwykle tematem przewodnim turnieju są zabawki spod znaku Apokalipsy i Imperial Armoura. Zarówno GW jak i Forge World konsekwentnie co jakiś czas podrzucają kolejny podręcznik zawierający zasady do coraz to nowych, wymyślniejszych zabawek i datasheetów. Ot dla przykładu - tak długo wyczekiwany Wielki Ptak.
Games Workshop zaskoczyło nas ostatnio, zupełnie nowym dodatkiem do Wh40k który pozwoli nam sprawniej i ciekawiej przeprowadzić potyczki za pomocą większych niż zwykle ilości czołgów czyli Spearheadzie. Mówię o zaskoczeniu nie tylko ze względu na specyficzną formę wydania (White Dwarf) ale też (w moim odczuciu) brak większej promocji zarówno ze strony wydawcy jak i plotkujących fanów. Po recenzję odsyłam tu, a tymczasem przechodzę do związku całej tej sprawy z Syrenką. Otóż, padł pomysł wykorzystania elementów Spearheada na Syrence. I tu pojawia się pierwsza z moich kilku wątpliwości. Czy to aby nie za dużo? Czy przez wprowadzenie kolejnego, niewiele mającego wspólnego z grą turniejową dodatku nie stworzymy chaosu zasadowego który odrzuci graczy. Należy pamiętać o przeszłych awanturach i problemach związanych z przystosowaniem Apokalipsy do turnieju. Uważam, że należy być ostrożnym przed udziwnianiem już i tak dziwnego turnieju. Zwłaszcza, że dzieła GW nie zawsze mają wiele wspólnego z balansem co wychodzi po kilku mocnych testach.
Kolejną sprawą która wywołała mój niepokój są Movie Marines. Dziwny wytwór którego totalnie nie kupuje. W zeszłym roku nie miałem nic przeciwko - warto było sprawdzić aby zobaczyć czy ma to jakąkolwiek turniejową rację bytu. Jedyne co moim zdaniem pozostawiło to niesmak. Co najmniej śmieszne były potyczki kilku modeli z wielkimi (jak na zwyczajowe polskie formaty punktowe) Syrenkowymi "standardowymi" armiami. Oprócz tego, chyba każdy kto był na turnieju w zeszłym roku pamięta awanturę związaną z podejściem graczy do wyglądu modeli. Nie wspomnę już o braku możliwości zbudowania tej armii na pełen format punktowy i jakimś tam specjalnym dostosowywaniu progów, oraz o całkowitym braku klimatu. Tak, wiem, że SM tacy powinni być naprawdę ale gramy w grę której autorzy stworzyli pewien klimat tej armii a Movie Marines nie mają z tym wiele wspólnego. Jest to "dodatek" lub, chyba wolę to słowo "wariacja" stworzona tylko i wyłącznie dla śmiechu. A już teraz wiem, że będzie sporo graczy którzy zamierzają tym grać. A nie o to chodzi.
Zastanawiam się nadal czy przyczepić się do stale powiększającego się formatu punktowego. Bo z jednej strony dzięki temu możemy grać naprawdę sporą armią i to jeszcze z czymś nietypowym co zazwyczaj kosztuje swoje, a z drugiej - lipcowa pogoda + 50 spoconych facetów na ciasnej bądź co bądź sali to nie jest wymarzony przez zdecydowaną większość ludzi (przynajmniej tak mi się wydaje :) ) sposób spędzania czasu. A taką sytuację też doskonale pamiętamy z zeszłego roku. Więc, chyba jednak jestem zwolennikiem "umiarkowanie dużego" limitu punktów. Jednak bardziej kręci mnie ten element, kiedy biorąc coś dużego musimy z czegoś rezygnować. 2400+ pkt już chyba nie powoduje takich dylematów.
Czekam na pełen regulamin. Póki co nie wiem w ogóle czy będę mógł grać na tegorocznym warszawskim turnieju. Niemniej jednak, zapraszam wszystkich, bo zapewniam, że granie z Apokaliptycznymi jednostkami sprawia wielką frajdę, a granie przeciwko niemałe wyzwanie. . Z wielkimi zabawkami łączą się też różne ciekawe historie związane z grą. Nie zapomnę jak cała armia Sławka B. tłukła fordżowego GUO spod znaku trzech siódemek. Albo Śmiech Emana który przyznał się, że pierwszy raz zdarzyło mu się ranić coś z Lascannona na 4+ :) Na Syrence zawsze bawiłem się przednio. Oby to, że jej tegoroczna wizja mnie nie porwała, nie sprawiło, że tym razem będzie inaczej.
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
I po sezonie.
W weekend sezon ligowy 2009/2010 został szczęśliwie zamknięty na DMP które z tego co zdążyłem przeczytać były niezwykle udane. W temat wrażeń, wspominek i dyskusji o tegorocznych mistrzostwach można zagłębić się tu lub tu.
Na DMP zostały też przyznane Młotki - czyli symboliczne nagrody za osiągnięcia w lidze, zasługi za działałność na rzecz środowiska czy też promowanie naszego hobby. W tym sezonie zagłosowało znacznie więcej osób niż w zeszłym czego rezultatem są dość zaskakujące według mnie wyniki. Można je zobaczyć tu. Młotki zaczęły zaskakiwać, bo w prawie każdej kategorii typowałem zupełnie innego zwycięzcę. W każdym razie fajnie, że coś się rusza w tym temacie, mam nadzieję, że za rok zobaczymy dużo więcej nowych zgłoszeń a wyniki będą jeszcze ciekawsze.
Nowy sezon niedługo ruszy pełną parą, już zapowiadane są daty turniejów w okresie wiosenno - letnim. Niedługo zacznę również monitorować przygotowania do Syrenki Zagłady 3, która w tym roku przesunie się w kalendarzu nieco do przodu. Jestem też ciekawy czy nowy sezon przyniesie również ośrodek który zechce organizować kolejnego challengera i czy będziemy światkami jakichś znaczących, konkretnych zmian na tym polu.
Ciekawią mnie również przygotowania drużyny do ETC a właściwie jej składu, w tym sezonie w top10 pojawiły się nowe nazwiska i czy stały skład postawi na "świeżą krew" czy jednak będzie wolał grać w sprawdzonym gronie.
Podsumowując sezon był bardzo udany. Mimo, że nie udało mi się odwiedzić wszystkich lub nawet większości turniejów ogólnopolskich to wszędzie tam gdzie byłem zawsze bawiłem się bardzo dobrze. Dobrze że kolejny sezon przyniósł nowe zmiany - nowe armie, które bezustannie przecierają sobie szlaki do stałych turniejowych standardów, nowy top ligi, nawet Drużynowe Mistrzostwa Warszawy w tym roku okazały się małymi mistrzostwami Polski bo ogromna część środowiska przyjęła ten pomysł ze sporym entuzjazmem.
Oby nowy sezon był jeszcze ciekawszy i oby to hobby nigdy nie przestało mnie zaskakiwać. Tego życzę Wam i sobie w nadchodzącym sezonie, drodzy Czytelnicy
Ps.
Mam nadzieję, że Trej napisze wypasiony "alfabet" sezonu 09/10 :)
Na DMP zostały też przyznane Młotki - czyli symboliczne nagrody za osiągnięcia w lidze, zasługi za działałność na rzecz środowiska czy też promowanie naszego hobby. W tym sezonie zagłosowało znacznie więcej osób niż w zeszłym czego rezultatem są dość zaskakujące według mnie wyniki. Można je zobaczyć tu. Młotki zaczęły zaskakiwać, bo w prawie każdej kategorii typowałem zupełnie innego zwycięzcę. W każdym razie fajnie, że coś się rusza w tym temacie, mam nadzieję, że za rok zobaczymy dużo więcej nowych zgłoszeń a wyniki będą jeszcze ciekawsze.
Nowy sezon niedługo ruszy pełną parą, już zapowiadane są daty turniejów w okresie wiosenno - letnim. Niedługo zacznę również monitorować przygotowania do Syrenki Zagłady 3, która w tym roku przesunie się w kalendarzu nieco do przodu. Jestem też ciekawy czy nowy sezon przyniesie również ośrodek który zechce organizować kolejnego challengera i czy będziemy światkami jakichś znaczących, konkretnych zmian na tym polu.
Ciekawią mnie również przygotowania drużyny do ETC a właściwie jej składu, w tym sezonie w top10 pojawiły się nowe nazwiska i czy stały skład postawi na "świeżą krew" czy jednak będzie wolał grać w sprawdzonym gronie.
Podsumowując sezon był bardzo udany. Mimo, że nie udało mi się odwiedzić wszystkich lub nawet większości turniejów ogólnopolskich to wszędzie tam gdzie byłem zawsze bawiłem się bardzo dobrze. Dobrze że kolejny sezon przyniósł nowe zmiany - nowe armie, które bezustannie przecierają sobie szlaki do stałych turniejowych standardów, nowy top ligi, nawet Drużynowe Mistrzostwa Warszawy w tym roku okazały się małymi mistrzostwami Polski bo ogromna część środowiska przyjęła ten pomysł ze sporym entuzjazmem.
Oby nowy sezon był jeszcze ciekawszy i oby to hobby nigdy nie przestało mnie zaskakiwać. Tego życzę Wam i sobie w nadchodzącym sezonie, drodzy Czytelnicy
Ps.
Mam nadzieję, że Trej napisze wypasiony "alfabet" sezonu 09/10 :)
środa, 21 kwietnia 2010
No i wszystko padło.
O Wojnie Światów nic nie napisałem. Chyba nie trzeba - doskonale było, co mam nadzieje potwierdzi wręczenie chłopakom Młotka za najlepszy turniej. Bo jak zwykle im się należy. Więc zachęcam do głosowania. Czasu pozostało niewiele. może ktoś się jeszcze załapie.
Tymczasem, życzę wszystkim a szczególnie Cićkowi, Tomashowi, Isengrimowi, Stikmanowi i Typhusowi doskonałej zabawy i sukcesów na DMP. Niech ten turniej będzie zwieńczeniem tego jak ciekawy i udany był to sezon ligowy.
Ps.
Niedługo mam zamiar uruchomić nowy projekt blogowy związany bezpośrednio z figurkami. So stay tuned.
Subskrybuj:
Posty (Atom)